niedziela, 24 października 2010

Meksykańska hacjenda

Co mi się w tym stylu podoba najbardziej? :) ... FERIA KOLORÓW !!! :) Pełno słońca, zieleni, zapachu pomarańczy... :) i ostra, czerwona papryczka... cudowny styl :)























Sami powiedzcie czy nie piękne? :)))

Polski dramat - "żeby życie miało smak"

Osobiście staram się unikać dramatów, wychodzę bowiem z założenia, że życie na tyle czasami potrafi być smutne i depresyjne, więc po co sobie jeszcze dokładać tego typu wrażeń...

HEL włączyłam z całkowitą niewiedzą na temat fabuły jaką prezentuje i powiem szczerze, że mnie ona wciągnęła.
Głównym bohaterem jest dr Piotr, psychiatra, grany przez Pawła Królikowskiego. Na pierwszy rzut oka ma się wrażenie, że to rzadki gatunek tzw. lekarz z powołaniem, pomimo specyfiki pracy i oddziału na jakim pracuje wydaje się być "normalnym" człowiekiem z dystansem do życia. Jednak nie jest tak do końca, oprócz problemów rodzinnych i słabego kontaktu z synem, Piotr skrywa mroczna tajemnicę swojej przeszłości...
Film dotyka ważnych i wcale nierzadkich dziś problemów.
Nie chcę pisać więcej, ponieważ dla mnie sama fabuła była dość zaskakująca... niech i dla was taka będzie :)

Polecam mocno film, najlepiej obejrzeć go z kimś bliskim (jakoś tak lżej wtedy) z kubkiem gorącej i aromatycznej herbaty :)

piątek, 22 października 2010

Inspiracje stylem marinistycznym















Styl marynistyczny to według mnie jeden z ciekawszych pomysłów na aranżację wnętrz. Wygląda świeżo i wakacyjnie :), poza tym można posłużyć się starociami (nawet ocynkowane, stare wiadra potrafią fajnie wkomponować się we wnętrze)... a to dodaje prawdziwego charakteru...

Zainspirowana przez...

Dziś przeczytałam nowego posta Uli i tak sobie pomyślałam, że stoję przed najważniejszym wyzwaniem w moim życiu... w sumie wiedziałam o tym od początku, odkąd tylko zdałam sobie sprawę "namacalnie", że widzę przed sobą dwie różowe kreski na teście ciążowym... pamiętam, że przez pierwsze tygodnie jakoś tak nie mogłam przywyknąć... mówią, że to normalne, a ja wciąż sobie myślałam o tym, że teraz wszystko się zmieni, że wszystko będzie inaczej (gorzej?, mniej czasu dla siebie, permanentne zmęczenie, podkrążone oczy)... może to była jakaś reakcja obronna... sama nie umiem sobie tego wytłumaczyć...
W sumie był już czas najwyższy, żeby zaplanować... a ja ciągle miałam wrażenie, ze nie podołam (jestem z tych co zawsze sobie jakiś powód do zmartwień wymyślą :))... a przyznam się wam, że wyszło nam za pierwszym razem... więc chyba tym bardziej byłam w szoku :) tak dużo się mówi dziś o niepłodności o zaburzeniach hormonalnych o adopcjach... a tu raz i po sprawie :)
A teraz... minęło 20 tygodni i dopiero od kilku dni wiem na pewno, że to była dobra i mądra decyzja... i nie wiem czy to przez hormony, czy ta świadomość mnie tak zmieniła ale jestem naprawdę szczęśliwa i już nie mogę się doczekać :)... na początku było delikatne bulgotanie w brzuchu, nawet przyznam szczerze nie zwróciłam na to większej uwagi bo przypominało burczenie albo odgłosy niestrawności... :) mało poetyckie te pierwsze ruchy ;), później dowiedziałam się od swojego ginekologa, że powinnam czuć już coś więcej... ale sprawa szybko się wyjaśniła i okazało się, że dzidziuś ułożył się w takiej pozycji, że mogę tych ruchów tak bardzo nie czuć. A od trzech dni, wieczorem tak z godzinkę po kolacji, czuję bardzo delikatne "pukanie" od środka :) jakie to cudowne uczucie... :))) trzeba się tylko wsłuchać w siebie... nigdy nie sadziłam, że tak to może zbliżać do nienarodzonego jeszcze dziecka :)
Pamiętam jak przy trzeciej wizycie zobaczyliśmy na USG jak tam jeszcze 4 tygodnie wcześniej mała kropeczka ssie kciuka... popłakałam się w samochodzie w drodze powrotnej do domu... :) a teraz tak dumnie pręży raczki i nóżki...
Nie chciałabym być mamą nadopiekuńcza, zakochana bez pamięci w swojej małej kruszynce i przewrażliwioną bo wiem sama po sobie, że nie jest to dobre ani dla dziecka ani dla otoczenia, ale jak tu się nie cieszyć i nie chwalić wszem i wobec, że moje dzieciątko jest już takie duże i piękne :)
No i jak tu nie czekać na ten zapach dziecka w domu... ??? :)))

Pozdrawiam wszystkie kobietki :)

czwartek, 21 października 2010

Dobra biografia

Przyznam szczerze, że jest to jedna z lepszych biografii jakie miałam okazje przeczytać. To świetna książka przede wszystkim z dwóch powodów, oprócz dobrego warsztatu pisarskiego samej autorki Barbary Mujica, jest to opowieść o kontrowersyjnej, barwnej i w gruncie rzeczy niespełnionej wielkiej Fridzie Khalo - meksykańskiej malarce.

W dzieciństwie Frida chorowała na polio, później przeżyła ciężki wypadek, który naznaczył ja niepłodnością, wyszła za mąż za wielkiego Diego Riverę, człowieka pełnego pasji i namiętności... Czasami sobie myślę, że jej życie napisało tak wielką i smutną historię, że trzeba by było dość sporej wyobraźni, żeby stworzyć taką fabułę w głowie... polecam wszystkim, ale myślę że jest to książka przede wszystkim dla kobiet... przeczytajcie babeczki - naprawdę warto!

środa, 20 października 2010

Dziś o książkach rodem Z lub O dalekim wschodzie…



Pewnie większość z Was choćby z ekranizacji zna niektóre tytuły poniższych książek, ale pomimo tego muszę o nich napisać, ponieważ są to powieści jedne z lepszych, jakie czytałam… a że opowieści o dalekim wschodzie fascynują mnie swoją egzotyką i innością, nie mogę o nich zapomnieć również w moich zapiskach blogowych.
Zacznę od książki, która kiedyś przez przypadek… zresztą chyba jak większość J… wpadła w moje ręce.
     „Cesarzowa Orchidea” Anchee Min to powieść oparta na faktach historycznych o losach jednej z siedmiu oficjalnych żon cesarza Chin Xianfenga. Historia zza muru Zakazanego Miasta, pełna cudnych opisów zarówno odmiennych zwyczajów, jak i otoczenia „ściekającego” dosłownie złotem i klejnotami. Czytając tę książkę przebywamy w świecie intryg, śmierci, bezpardonowej walki o najlepsze pozycje, namiętności i miłości... trzeba czegoś więcej w powieści? :)
     "Wyznania Gejszy” Artur Golden – nie wiem nawet czy trzeba coś pisać na tan temat J. Film już był itd. Napiszę tylko, że książka jest o wiele bardziej bogata w treści (zawsze zresztą tak jest) i nakłaniam do tego, aby najpierw przeczytać a później obejrzeć J.
Wiele obrzędów, zwyczajów i zagadek japońskiej kultury autor wyjaśnia na kartkach książki, łatwiej później o zrozumienie filmu.
   „Wyznania Chińskiej Kurtyzany” Miao Sing. „Miao Sing jako czternastolatka została przez rodzinę sprzedana, stała się służącą - niewolnicą. Dziewczyna godziła się na swój los, nie widząc innego sposobu na uratowanie bliskich przed śmiercią głodową. Ich wcześniejsze źródło utrzymania - chińska winnica bogatego gospodarza, zostało spalone przez będących z Chinami w stanie wojny Japończyków.
Miao trafia do bogatego domu należącego do urzędnika niezadowalającego się jedną kobietą. Zostaje wciągnięta w erotyczne gierki i już nigdy ma się nie uwolnić spod uroku nowych możliwości.
Po pewnym czasie zostaje nakryta przez gospodynię i sprzedana do domu publicznego. Tam kontynuuje swoją cielesną edukację, poznaje piękne kurtyzany od których wiele się uczy.
Itd., itd. J Książka ciekawa, pełna zwrotów akcji, a przy tym delikatnie pikantna i napisana z humorem J
  "Opowieści rodu Otori" Lian Henra – cztery tomy w następującej kolejności:
„Po słowiczej podłodze";
„Na posłaniu z trawy";
„W blasku księżyca";
„Krzyk czapli".

W powieściach widać niezwykłą dbałość o szczegóły - stroje, rytuały, wystrój domostw czy też życie codzienne. Opowieść osadzona jest w realiach antycznej Japonii, Otori Takeo i Kadae to dwójka głównych bohaterów, których losy splotą się ze sobą w pewnym momencie ich życia. „To jedna z tych książek, o których treści im mniej się napisze, tym lepiej. Doskonale ułożona fabuła ukazuje zasady, jakie panowały w Kraju Kwitnącej Wiśni, jak wyglądała hierarchia społeczna i rola poszczególnych kast. Bardzo szczegółowo ujęto tu pozycje, jakie mogła osiągnąć płeć piękna - choć był to męski świat, to kobiety nie zawsze były bezbronne - niektóre z nich, o odpowiednim pochodzeniu oraz sile woli i walki były w stanie osiągnąć o wiele więcej niż pozycję żony i matki.”
Zatem stosując się do zasady mniej znaczy lepiej nic więcej nie napiszę i naprawdę polecam J.



wtorek, 19 października 2010

Właśnie wróciłam od swojego ginekologa z kolejnej wizyty.
Wszystko w jak najlepszym porządku :) serduszko, nerki, żołądeczek fajnie pracują :) ... tylko ten uparciuch ... nie wiem po kim taki charakterek ;) ... odwrócił się do nas tyłeczkiem i dalej nie pokazał/a co ma miedzy nogami :)... a może to taki/a skromniś/sia :) no więc przynajmniej przez kolejny miesiąc zagadka dalej będzie nierozwiązana :)
A propos wcześniejszego postu na przepis na fistaszki, to z tego samego ciasta możemy upiec trzy cienkie placuszki i przelożyć uprażonymi jabłkami z dodatkiem cynamonu i galaretki ;) też pycha !!!

Buziak!

poniedziałek, 18 października 2010

Walcząc z jesienną melancholią... okiem moim i mojego aparatu






Fistaszki

Podam Wam przepis na pyszne i szybkie rogaliki według przepisu mojej ciotki. Naprawdę nie trzeba mieć wielkich umiejętności kulinarnych… zawsze wychodzą J
  • 3 szklanki mąki (może być pszenna lub tortowa, co jest w kuchni);
  • 4 żółtka;
  • 1/3 szklanki śmietany (ja daję 18%);
  • 1 ½ łyżeczki proszku do pieczenia;
  • 1 łyżeczka amoniaku;
  • 1 kostka margaryny (Palma lub Bielska);
  • ½ szklanki cukru pudru;
  • 1 opakowanie cukru waniliowego;
  • marmolada, powidło co tam chcecie w mieć w środku J (ja zawsze kupuję dość duży kubełek marmolady z róży);


To wszystko wyrabiamy na jednolite, pachnące ciasto. Dalej robię tak: odcinam sobie kawałki ciasta i rozwałkowuje je na placuszki, a potem przecinam taki okrągły placek wzdłuż i wszerz przez środek i jeszcze na skosy, że wychodzi 8 trójkątów. Do każdego nakładam łyżeczką marmolady i zwijam w rogalik. Z tej porcji ciasta zawsze wychodzi mi 3 blachy rogalików i zawsze jest za mało :)

Smacznego!