piątek, 22 października 2010

Zainspirowana przez...

Dziś przeczytałam nowego posta Uli i tak sobie pomyślałam, że stoję przed najważniejszym wyzwaniem w moim życiu... w sumie wiedziałam o tym od początku, odkąd tylko zdałam sobie sprawę "namacalnie", że widzę przed sobą dwie różowe kreski na teście ciążowym... pamiętam, że przez pierwsze tygodnie jakoś tak nie mogłam przywyknąć... mówią, że to normalne, a ja wciąż sobie myślałam o tym, że teraz wszystko się zmieni, że wszystko będzie inaczej (gorzej?, mniej czasu dla siebie, permanentne zmęczenie, podkrążone oczy)... może to była jakaś reakcja obronna... sama nie umiem sobie tego wytłumaczyć...
W sumie był już czas najwyższy, żeby zaplanować... a ja ciągle miałam wrażenie, ze nie podołam (jestem z tych co zawsze sobie jakiś powód do zmartwień wymyślą :))... a przyznam się wam, że wyszło nam za pierwszym razem... więc chyba tym bardziej byłam w szoku :) tak dużo się mówi dziś o niepłodności o zaburzeniach hormonalnych o adopcjach... a tu raz i po sprawie :)
A teraz... minęło 20 tygodni i dopiero od kilku dni wiem na pewno, że to była dobra i mądra decyzja... i nie wiem czy to przez hormony, czy ta świadomość mnie tak zmieniła ale jestem naprawdę szczęśliwa i już nie mogę się doczekać :)... na początku było delikatne bulgotanie w brzuchu, nawet przyznam szczerze nie zwróciłam na to większej uwagi bo przypominało burczenie albo odgłosy niestrawności... :) mało poetyckie te pierwsze ruchy ;), później dowiedziałam się od swojego ginekologa, że powinnam czuć już coś więcej... ale sprawa szybko się wyjaśniła i okazało się, że dzidziuś ułożył się w takiej pozycji, że mogę tych ruchów tak bardzo nie czuć. A od trzech dni, wieczorem tak z godzinkę po kolacji, czuję bardzo delikatne "pukanie" od środka :) jakie to cudowne uczucie... :))) trzeba się tylko wsłuchać w siebie... nigdy nie sadziłam, że tak to może zbliżać do nienarodzonego jeszcze dziecka :)
Pamiętam jak przy trzeciej wizycie zobaczyliśmy na USG jak tam jeszcze 4 tygodnie wcześniej mała kropeczka ssie kciuka... popłakałam się w samochodzie w drodze powrotnej do domu... :) a teraz tak dumnie pręży raczki i nóżki...
Nie chciałabym być mamą nadopiekuńcza, zakochana bez pamięci w swojej małej kruszynce i przewrażliwioną bo wiem sama po sobie, że nie jest to dobre ani dla dziecka ani dla otoczenia, ale jak tu się nie cieszyć i nie chwalić wszem i wobec, że moje dzieciątko jest już takie duże i piękne :)
No i jak tu nie czekać na ten zapach dziecka w domu... ??? :)))

Pozdrawiam wszystkie kobietki :)

1 komentarz:

  1. Czasami, a właściwie coraz częściej, tak bywa, że małżeństwa długo czekają, bo w planach mają karierę, albo nie mają mieszkania i problemy się piętrzą.. I z roku na rok odkłada się powiększenie rodziny..a potem bywają niemiłe niespodzianki.. Ja się cieszę, że u Ciebie jest decyzja i realizacja:-)) Ja mam już trójkę dzieciaczków (14, 6 i 2,5 roku) i wiem, ze ciąża to ciężki, ale niepowtarzalny czas dla Ciebie, dla dziecka i dla rodziny:-) trzymam kciuki i ciesz się brzuszkiem.. pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń